poniedziałek, 17 grudnia 2012

Myslovitz - pierwszy, klubowy raz.


Kiedy się człowiekowi coś udaje? Kiedy się tego nie spodziewa :) Sobota wieczór, nuuudy. Pojawia się post od Myslovitz - zapraszamy na koncert, mamy 4 wejściówki, proszę udostępnić wydarzenie. Udostępniam, idę spać. Spać nie mogę i okazuje się, że czeka na mnie wiadomość: wygrała pani wejściówkę na niedzielny koncert Myslovitz, zapraszamy. Skoro tak to grzech nie skorzystać!


Nadchodzi wieczór niedzielny, wybieram się, nic to, że sama, dam radę... O 20 wchodzę do Studia, troszkę kolejki do szatni, w międzyczasie instaluje się support, który pokazał się z bardzo dobrej strony, niestety wokalista mówił tak szybko, że nie wychwyciłam nazwy. Ale rozgrzali fachowo. Ludzi jest niewiele, mogę swobodnie podejść prawie pod scenę i mam nawet miejsce wokół siebie by się pobujać. Hmm....ok. Support kończy, zmiana sprzętu, wchodzą panowie z Mysłowic. Pierwszy kontakt bardzo nieśmiały. Miałam wrażenie, że muzycy cały czas nie mogą się dostroić i zgrać - na szczęście mój błąd, ale o tym ciut później. Po pierwszych dwóch piosenkach na wejście w tryb 'Myslovitz' następuje przeurocza wymiana siecieszy, która rozwala tę barierę napięcia, stresu i wyrazu twarzy Michała Kowalonka: 'zaraz coś spieprzę, na pewno' ;) Treść:

Michał K.: W ogóle bardzo się cieszę, że tu jestem...
Jacek K.: A my się cieszymy, że dzięki Michałowi, możemy dalej grać i tu być...
Przemek M.: No i że wy tu jesteście to też się cieszymy :))

Brawa i piski pięknie uzupełniają te uprzejmości. Rozglądam się wokół, jest swobodnie, patrzę na Studiowe schody i balkonik, zazwyczaj zapełniony...pusto. No tak, Rojek zabrał ze sobą dużą część publiki, cóż poradzić.
Przychodzą kolejne piosenki, znane wszystkim. Śpiewamy 'Mieć czy być', 'Peggy Sue nie wyszła za mąż', 'Chłopcy', 'Długość dźwięku samotności', w końcu wszyscy toniemy 'W deszczu maleńkich żółtych kwiatów'. Jest czas na moją ukochaną 'Nienawiść'. Prawdziwy szał przychodzi wraz z utworem 'Kraków'. Panowie z zespołu posyłają uśmiechy mówiące: jest dobrze, w kierunku Michała Kowalonka, a ten wreszcie uśmiecha się do nas :) Wrażenie z początku na chwilę jeszcze przychodzi - jest za głośno, za głośno instrumenty, za cicho wokal. Wokal się ciut gubi. Mija 1,5 godziny, Myslovitz ani myśli przestać, głośno śpiewając z publicznością 'Acidland'. Wycofuję się bo za 15 minut czas gnać na autobus - niestety - a poza tym ciągle coś mi pod tą sceną nie stroi... Wyjaśnienie przychodzi po przejściu 10 metrów od sceny. Poza tłumem, w większej swobodzie wszystko brzmi idealnie. Słychać rewelacyjny głos Michała... Dlaczego dopiero teraz tu przyszłaś Anno? ;) Wybija 22:35, panowie schodzą ze sceny, po oklaskach wraca sam Michał po to, by zaśpiewać i zagrać solo akustycznie 'Peggy Brown'. Coś pięknego... ale zegarek nakazuje wyjść, tym samym nie słysząc zakończenia koncertu, a te bywają szczególnie ciekawe.

Nie mam porównania do klubowych występów Myslovitz z Arturem Rojkiem, mogłam usłyszeć go jedynie z okazji letnich dni jakiegoś mniejszego miasteczka. Jasne, że wczoraj brakowało trochę tego przeszywającego, zawodzącego, do bólu smutnego i pozytywnie dołującego głosu Rojka. Jasne, że gdyby nawet zaśpiewali 'Chciałbym umrzeć z miłości' to nie byłoby to samo. Ale nikt nie ma prawa powiedzieć: nie nadajesz się - dopóki nie pofatyguje się na koncert i nie posłucha nowego głosu, może ciut nowych wersji starych piosenek. Michał Kowalonek, mimo presji, która wisiała nad nim przez większą część spotkania z Krakowem dał radę, naprawdę. W myśl zasady: nic nie dzieje się bez potrzeby ;)

Jednym z fajniejszych momentów tych prawie dwóch godzin była nowa piosenka 'Trzy Sny O Tym Samym'. Ludzie świetnie ją przyjęli, śpiewali...śmy :) No i ta plumkająca akwarystyka - bomba!
Sezon na czekanie na więcej nowego od Myslovitz uważam za otwarty.







3 komentarze:

  1. Widzę, że to był dobry tydzień na wygrywanie biletów na koncerty :)
    Co do publiczności, to jeszcze wróci, na pewno. Tym bardziej, że nowy utwór ma w sobie potencjał. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. przypomniałaś mi o moim pierwszym koncercie M. dziękuję ;) pozdrawiam, kapitan HAK ;)

    OdpowiedzUsuń