środa, 29 maja 2013

Od muzyki zdolnych mnie nie chrońcie - Dawid Podsiadło.

Właśnie ukazała się piękna płyta Dawida Podsiadło "Comfort and Happiness". I na płytę w takim wydaniu czekałam, odkąd usłyszałam głos owego młodego mężczyzny w tym talent show na X, gdzie rozdają fajne koszulki ;) Kiedy zaśpiewał "Someday" (w oryginale śpiewał John Legend) po raz pierwszy na castingu to zapewnił sobie miejsce w mej muzycznej przestrzeni i pamięci do głosów tego świata, zaznaczam - mojego :)
Dawid jest doskonałym przykładem na to, że minimalizm i skromność wygrywają we wszelkich kategoriach. Gdy się to już po(d)siadło (choć to pewnie cechy wrodzone), wystarczy wykorzystać. Cieszę się niesamowicie, że w edycji poprzedzającej jego zwycięstwo odpadł, że przez te paręnaście miesięcy się wzmocnił, przede wszystkim psychicznie. I to teraz mu się pięknie, że tak powiem zwróciło. A płyta...
Muzycznie od pierwszego przesłuchania w głowę wbiły się "And I" oraz "H.a.p.p.y!" To takie rozluźniające, niczego niewymagające komfortowe pływanie w szczęściu! Figury geometrycznie do mnie nie przemawiają, jeszcze. Za to "Elephant" - tam są wszystkie ulubione oddechy muzyczne.
Kiedy pomyślę sobie, że ten człowiek mógł dać się przekupić (coś jak Okup'nik'ić), to dziękuję niebiosom, że jednak przyKozaczył. Dzięki temu "my heart is pounding" :)



piątek, 24 maja 2013

L.Stadt w Krakowie - moje małe święto!

To nie był zwykły koncert. Nic co tam się zdarzyło, nie może zostać nazwane zwykłym. Bo jak mówić o zwykłości, kiedy "nanocząstka" Łodzi przyjeżdża do Krakowa, by zobaczyć muzyczną cząstkę Łodzi? No ok, to jeszcze jest w granicach zwykłej normalności, ale żeby wracać do domu bryką zespołową z taaakim składem w środku? Pas :)

Wszystko zdarzyło się w coraz bardziej lubianym przeze mnie Magazynie Kultury. Grupka przemiłych osób spotkała się przed godziną 20 w oczekiwaniu na start koncertu. Ten jednak chwilkę się opóźnił, co tylko przygotowało nas na dawkę pięknych chwil i spotęgowało chęć usłyszenia ich. Przecież to już ponad rok, kiedy L.Stadt zagrał w Alchemii. Rozmowy - na jeden temat nota bene - toczyły się, piwo znikało: to przez wybuch piany, to przez pęknięte kufle ;) I odwieczne dysputy na temat co też dziś usłyszymy i czy usłyszymy wreszcie na żywo utwór U.F.O! Czas przygotować się do koncertu - wędrówka do wc. I w tym momencie chciałam bardzo serdecznie podziękować Magazynowi Kultury za wspólne ubikacje - kolejny raz przekonałam się, że spotkania tam to coś niesamowitego. Czekając w kolejce na wolny kibelek, nagle jak drzewo dębowe wyrósł za mną Piotrek Gwadera (drummer) - grzech nie skorzystać, skoro on sobie swobodnie podśpiewuje, a ja mam tysiąc pytań na minutę w głowie to czemu nie? Nieśmiało zagaduję: "Ale już niedługo zaczniecie grać prawda?" W odpowiedzi: "No tak, tylko się załatwimy!" Great, myślę i kiedy tak się uśmiecham, za Piotrkiem staje w kolejce Łukasz Lach (vocal). W międzyczasie zwalnia się kibelek więc aby wszystko szybciej się zaczęło proponuję ustąpienia miejsca, ale nie ma o tym mowy! Kończąc sprawy oczywiste, dwukrotnie myję ręce. To nie wystarcza. Myję trzeci raz i udaje mi się zagadnąć Łukasza. On z uśmiechem potwierdza, że usłyszymy i "Come Away Melinda" i "U.F.O.", no bomba :) Biegnę sprzedać newsa ekipie - jest radość! Zaczyna się koncert... I zastrzelcie mnie, ale zawsze kiedy w relacjach przychodzi ten moment, to nie mam pojęcia o czym napisać, od czego zacząć. Nie jestem obiektywna, bo dla mnie to co robię ci czterej panowie stoi na najwyższej półce mojej muzycznej szafki. Taka niepowtarzalność dźwięków jaka tkwi w ich utworach to najcenniejsze co może posiadać zespół w dzisiejszych czasach. Potrafią totalnie zainteresować swoją muzyką, absorbują swoją mimiką. Dwa sprzęty perkusyjne wypełniają piosenki i nadają odpowiedni rytm. Ten z kolei podłapuje publiczność, dość licznie zgromadzona (wbrew moim obawom na szczęście) i tańczy swobodnie, wolność w ruchu idealnie pasuje do klimatu piosenek. Bas sobie plumka a do tego wszystkiego rewelacyjnie wybrzmiewa głos Łukasza Lacha. Już kiedyś o tym pisałam - doceńmy wreszcie to nasze "dobro narodowe"! Niechże dobra muzyka znajdzie więcej domów i zacznijmy promować swoich ludzi. Aaa i od czego zaczyna się koncert? Od "Come Away Melinda". Później słyszymy: "Superstar", "Macca", moje ukochane "Gore" z mocnym jak herbata, kwintesencyjnym fragmentem tekstu: "...Oh, I'm not afraid to die for the other kind of love...". Dalej "Ciggies" no i świetnie wypadające na koncertach "Loosing". Nie brakuje także zwiastunów prawie ukazanej epki, czyli cover Townes'a Van Zandt'a - "Waiting around to die" oraz "U.F.O.". Porwało nas wszystkich, lecz z tego kosmosu muzycznego dostrzegamy, że krople potu muzycznych ludzi spadają na osławiony dywanik w Magazynie. Jest potwornie gorąco, ale ciało samo się rusza a włosy zarzucają od prawej do lewej! Występuje chodząca noga. Niektórym z wrażenia aż spadają okulary :) "Stop". Nie, to nie koniec - to kolejny utwór. "Death of a surfer girl" - panowie mają rację, przecież to czwartek i wypada wbić na falę! Przy "Fashion Freak" wyzbywamy się resztek nieśmiałości i pozwalamy się prowadzić tej energii. Wreszcie przychodzi "Jeff", "Charmin/Lola" i zwiastujące koniec "Smooth". Ale skoro jest koniec to jest i bis z dość szybkim powrotem na scenę, by odśpiewać wspólnie "Londyn". A na sam koniec pięknie kołyszące, spokojne "Take care". Taka oto prawdziwa, ponad godzinna uczta przytrafiła się majem Krakowianom no i Łodzianinowi ;)
Po koncercie atmosfera jest bardzo luźna. Można spokojnie porozmawiać z panami, pozbierać podpisy na zdobytej setliście i dowiedzieć się, że lubią Kraków. Jak i również to, że mają miejsce w swoim samochodzie ;) Siadamy zatem spokojnie z piwem, zupełnie jak zespół. W okolicach godziny 23 wynosimy się samowolnie na zewnątrz, by posłuchać równie dobrze muzycznie ułożonej godziny w pewnym radiu. No i oto cała św. Józefa słyszy "Roadside", między innymi. Tymczasem zespół grzecznie się pakuje do samochodu, z pomocą naszego człowieka - kto by pomyślał!? Wygląda na to, że to koniec... Nasz człowiek znika za czarną szybą L.Stadt'owego wozu, zrywamy plakat ze ściany, mówimy dobranoc i idziemy na zapiekankę, przecież to Kazimierz!

Życzyłabym sobie takich koncertów jak najwięcej. Niekoniecznie często, ale za to z taką intensywnością i włożonym sercem, co można było zobaczyć i usłyszeć dziś. Brawo panowie z L.Stadt! Przysięgam, że zrobię wszystko, by Wasza muzyka dotarła do ludzi, którzy na nią zasługują i na nią czekają. Zapraszamy zaś!









środa, 15 maja 2013

Drugi album Tribes - Annę wzięło!

Piękna to tradycja powstała, która umożliwia odsłuchiwanie albumów w internecie. I to nie tylko tych starszych a samych nowych, świeżych, dzięki którym można się albo zniechęcić albo nabrać jeszcze większej ochoty i się nimi podzielić, co chcę uczynić dziś. Tribes - "Wish To Scream". Troszkę sama się sobie dziwię, że aż tak spodobał mi się ten album. Dwa odsłuchania sprawiły, że już wiem o co chodzi - to po prostu pachnie mieszanką wszystkich moich ulubionych zespołów! Skoro jeszcze materiał nagrany jest w legendarnym Sound City Studios, to chyba wszystko jasne. Moje typy z tej płyty: "Get Some Healing", "Graceland" i zdecydowanie "Street Dancin'". Posłuchajcie tu:  Muzyka Plemion :)

poniedziałek, 13 maja 2013

Nie pozwólmy zwiać dobrej muzyce - The Boxer Rebellion!

To taki post pod tytułem: a co jeśli obok nas codziennie przefruwa milion dobrych piosenek a my na nie nigdy nie trafimy? A no właśnie dlatego warto wspomnieć chociażby tutaj, że tymi szczęśliwie złapanymi w muzyczną sieć są panowie z grupy The Boxer Rebellion. Nie jestem dobra w pisaniu krótkich notek o zespole ale warto wspomnieć, że zespół powstał w Londynie. Mają na koncie 3 albumy, z których najbardziej w moje serce wbił się "Union" z 2009 roku. Właściwie od początku do końca jest rewelacyjny! Ale...właśnie dziś w Wielkiej Brytanii ma miejsce premiera najnowszego, czwartego albumu "Promises". I wszystko wskazuje na to, że będzie on na jednej półce z kawałkami z "Union". Mało tego, jak donoszą dobrzy ludzie, zespół będzie dwukrotnie (szkoda, że nie trzykrotnie - choć i tak trzecim miastem byłby Wrocław ;) ) koncertował w naszym kraju we wrześniu: 21 w Poznaniu, 22 w Warszawie. I coś mi się zdaje, że to jeden z takich koncertów, dla których Kraków wybierze się do Warszawy! By nie być gołosłowną i zachwalać tylko tytuły, daję Wam dowód na to, że warto uwierzyć w te "Obietnice" - posłuchajcie: