sobota, 15 czerwca 2013

Fismoll - najcieplejszy gitarowy dźwięk!

Niełatwo jest posiąść jakąś umiejętność. Wielokrotnie wymaga to od nas niekończących się poświęceń oraz nadprzyrodzonych pokładów cierpliwości. Jednak jeśli będąc małym brzdącem za zabawkę wybierzemy sobie np. gitarę to mamy szansę w jakimś stopniu dorównać Fismollowi ;) Fismoll... Jakie jest moje pierwsze skojarzenie? No...jakaś grupa muzyczna, pewnie zalatuje filharmonią, pewnie jest bardzo sztywno i poważnie. Jednak skoro Magazyn Kultury poleca koncert, to z reguły jest to dobre! I trzeba "pomęczyć się" w kroplach potu i gęstym powietrzu, siedząc na dość twardej podłodze, pod warunkiem, że kupiło się bilety. Wróć. Pod warunkiem, że wstało się przed 6 (!) i koczowało by je zdobyć. Nieprawdopodobne - zajawka sezonu - niewiele wiemy o wykonawcy, słyszałyśmy tylko parę piosenek i tyle. Siła przyciągania działa!

Fismoll to nikt inny jak 19-letni śpiewający i grający na gitarze Arek Glensk z Poznania. Oprócz niego zespół wspomagają dwie gitary, w tym Robert Amirian szalejący na basie, wiolonczela oraz skrzypce. Wszystko składa się w uroczą całość i na scenie fajnie prezentuje.



Rozpoczyna się koncert. Muzyka wprowadza nas w stan zawieszenia. Właściwie daje dowolność: moża się rozmarzyć, można powspominać, można wpatrywać się w to co dzieje się na scenie albo po prostu zamknąć oczy i troszkę się zatracić. Zespół prezentuje materiał ze swej debiutanckiej płyty, którą przywozi (przedpremierowo), i tym samym można ją chwycić w swe ręce. Muzycy na scenie czują się dobrze, mimo początkowego przerażenia w oczach: bo to tyle osób przyszło, bo to nie jest koncert w Poznaniu. No i jest gorąco za co wokalista przeprasza. Po kolei słyszymy to, co wydaje mi się niebawem usłyszy cała Polska i się zachwyci. Kiedy przesłuchiwałam utwory w domu, największe wrażenie zrobiło na mnie "Look At This". Na koncercie wrażenie się potwierdziło. Choć "Let's play birds" było silną konkurencją. Również "Song of song", która jest ulubioną i najważniejszą piosenką dla Fismolla. I tak w wielkim klimacie, w gorącej ciemności, ciekawej mimice muzyków mija godzina. To bardzo dobra muzycznie godzina. Nie brakuje czasu i chęci na fis, czyli bis w wykonaniu Fismolla ;) Ale również po koncercie można swobodnie porozmawiać z artystami, zebrać podpisy, poznać się. Fajnie, że jest taka okazja przed wybuchem "sławy". Bowiem w lipcu Fismoll będzie występował na Festiwalu Open'er i coś mi się wydaje, że po tym koncercie wszystkiego będzie więcej: lajków na facebook'u, fanów na koncertach, samych koncertów, kupionych płyt oraz motywacji do tworzenia nowych utworów czego serdecznie Fismollowi życzymy! I dziękujemy za mały Open'er w Krakowie.

Poniżej wspomniane wcześniej "Let's play birds":


p.s. tylko jedno mnie zastanawia.... czy grający na gitarze Fismoll to rzeczywiście Fismoll? ;)

1 komentarz:

  1. aż się na sercu cieplej robi (i to wcale nie za sprawą przywołania duchoty tej sali!). Oby było nam dane jeszcze nie raz zatonąć w tej bajce :)

    OdpowiedzUsuń