poniedziałek, 18 marca 2013

Czesław Śpiewa...i to jak!

Zdradzę Wam przepis na to, jak będąc w rockowym, krakowskim klubie, poczuć się jak w Filharmonii. Wystarczy wybrać się na koncert Czesław Śpiewa. Co to za różnorodność muzyczna...najsmaczniejszy niedzielny deser, okazuje się - z wisienką, ale o tym później.

Rzecz dzieje się w niedzielny wieczór w Klubie Studio. Zazwyczaj ciężko jest się 'zebrać w kupę' po całej leniwej niedzieli, by na godzinę 20 pojawić się na koncercie. Ale udaje się bo wszelkie znaki na ziemi, niebie i w radiu wskazują na to, że będzie pięknie.
W klubie jest nas dużo. Nie ma się czemu dziwić - Czesław ma stałą publiczność z koncertu na koncert, ale są też i tacy jak ja (my), którzy byli pierwszy raz. I ten pierwszy raz był "W sam raz" :)
Rozpoczyna się koncert, jako support gra przemiły, urokliwy chłopak z gitarą - Peter J. Birch czyli po prostu skromny Piotrek Brzeziński. Jest on i jest jego gitara. I tak naprawdę nie trzeba nic więcej, by na pół godziny zatopić się w jego świecie i dźwiękowym bycie. Przeogromny plus dla niego za wykonanie coveru Townes Van Zandt - Pancho & Lefty. Ten facet żyje muzyką! Ma zaledwie 22 lata, za sobą wiele koncertów, muzycznych doświadczeń a przed sobą zapewne jeszcze więcej. Tego serdecznie mu życzę!

Po krótkiej przerwie na scenie pojawia się Czesław Śpiewa. Moje zdziwienie zwiększa się z każdym kolejnym członkiem zespołu jak i instrumentami na scenie. Gdyby ktoś chciał przeżyć fajny, alternatywny koncert i przy okazji poczuć się jak w Filharmonii, to musi zafundować sobie obcowanie z tymi muzykami. Coś niesamowitego, mieszanka muzyczna, świetne brzmienie instrumentów, których nazw nawet nie jest w stanie wymienić. Jeden był sziszopodobny :)


4,50 wędruje z ręki do ręki :) Czesław na scenie jest dokładnie taki jak w telewizji, w radiu - gdziekolwiek. Jest sobą a to jest urocze. Na koncercie momentami można było poczuć się jak na spektaklu w Teatrze dla dzieci, baśniowo za sprawą pięknych damskich głosów.... Innym razem jak podczas dobrego kabaretu. Humor dopisywał Czesiowi i nam. Jakie to łatwe, prawda? Wystarczy po prostu być, by nawiązał się kontakt. Muzycy wykonywali kolejne piosenki a my wszyscy gdzieś tam troszkę czekaliśmy na artystów, którzy mieli pojawić się gościnnie z zespołem: Melę Koteluk i Cezika. I tak też się stało - Czesław zaprosił na scenę (tę wisienkę) Melę Koteluk, oboje sprawili nam ogromną przyjemność i pozwolili usłyszeć "Pieśń o szczęściu". Powiało Baczyńskim... :) Przyszła kolej na Cezika lecz na scenie pusto... Nagle wielkie ekrany w Studiu wyświetlają nam teledysk o Uwolnieniu Cezika z sieci. Skoro uwolnił go Czesław to i razem muszą zaśpiewać, tym razem już na żywo. I w takich oto klimatach mijają dwie godziny. Ciekawym momentem było zupełnie akustyczne, bezmikrofonowe wykonanie piosenki Caesia & Ruben. Z resztą samo zobaczcie :) (ostatni Hipis rządzi :) )

                                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz