środa, 27 marca 2013
Niebanalny duet - Tom Odell i Rae Morris!
Uwielbiam takie momenty, kiedy jest spokojny wieczór, dosłownie nic nie jest w stanie go zakłócić.... Nic oprócz rewelacyjnych piosenek. Ale wtedy to już nie zakłócanie a raczej uczta. I taką ucztą w stu procentach jest przepiękny utwór Rae Morris - "Grow". To zaledwie 19 letnia dziewczyna z pięknym głosem i genialnymi własnymi piosenkami. A odnajduję ją dzięki niemniej uzdolnionemu szanownemu panu o imieniu i nazwisku Tom Odell. Nie bądźmy tak oficjalni - ot po prostu Piano Man :) Ten facet to dopiero zjawisko. Kolejny talent, który ledwo co skończył naście a już zrobiło się o nim głośno. I wcale nie ma się temu co dziwić. Wiele pisać nie trzeba. Najprościej zrozumieć przez uszy. A tego dzisiejszego spokojnego wieczoru zostałam zaproszona na taką oto sześciominutową ucztę, która przedłuża się cały czas...
sobota, 23 marca 2013
Ile MO(ż)NA czekać?? :)
Rzadko się to zdarza, oj rzadko ale jest okazja. Z niecierpliwością czekam na nowy album formacji MONA. Każdy news jest na wagę złota! Druga płyta tylko czeka na 'wyjście' i rozsiewanie kolejnej muzycznej zarazy. Znamy już singiel "Goons (Baby I need It All)", całkiem wchodzący w głowę i poruszający nią bez decyzji słuchacza. Tymczasem....wpadam na Youtube i odnajduję nowe nagranie pt. "Wasted" z Festiwalu SXSW w Austin i... ponownie się zakochuje! Dokładnie tak samo, kiedy słyszę parę miesięcy temu "Like You Do", które mam nadzieję także znajdzie się na tej płycie. Panowie chwalą się, że mają nadmiar piosenek. Zobaczymy - byle do maja - jeśli wierzyć, że takie smakowitości będą ukazywać się równo co dwa lata :)
Posłuchajcie - tutaj nowiuśkie "Wasted" a tutaj bujające "Like You Do" :))
P.S.: Aha, czekać można długo!
Posłuchajcie - tutaj nowiuśkie "Wasted" a tutaj bujające "Like You Do" :))
P.S.: Aha, czekać można długo!
poniedziałek, 18 marca 2013
Czesław Śpiewa...i to jak!
Zdradzę Wam przepis na to, jak będąc w rockowym, krakowskim klubie, poczuć się jak w Filharmonii. Wystarczy wybrać się na koncert Czesław Śpiewa. Co to za różnorodność muzyczna...najsmaczniejszy niedzielny deser, okazuje się - z wisienką, ale o tym później.
Rzecz dzieje się w niedzielny wieczór w Klubie Studio. Zazwyczaj ciężko jest się 'zebrać w kupę' po całej leniwej niedzieli, by na godzinę 20 pojawić się na koncercie. Ale udaje się bo wszelkie znaki na ziemi, niebie i w radiu wskazują na to, że będzie pięknie.
W klubie jest nas dużo. Nie ma się czemu dziwić - Czesław ma stałą publiczność z koncertu na koncert, ale są też i tacy jak ja (my), którzy byli pierwszy raz. I ten pierwszy raz był "W sam raz" :)
Rozpoczyna się koncert, jako support gra przemiły, urokliwy chłopak z gitarą - Peter J. Birch czyli po prostu skromny Piotrek Brzeziński. Jest on i jest jego gitara. I tak naprawdę nie trzeba nic więcej, by na pół godziny zatopić się w jego świecie i dźwiękowym bycie. Przeogromny plus dla niego za wykonanie coveru Townes Van Zandt - Pancho & Lefty. Ten facet żyje muzyką! Ma zaledwie 22 lata, za sobą wiele koncertów, muzycznych doświadczeń a przed sobą zapewne jeszcze więcej. Tego serdecznie mu życzę!
Po krótkiej przerwie na scenie pojawia się Czesław Śpiewa. Moje zdziwienie zwiększa się z każdym kolejnym członkiem zespołu jak i instrumentami na scenie. Gdyby ktoś chciał przeżyć fajny, alternatywny koncert i przy okazji poczuć się jak w Filharmonii, to musi zafundować sobie obcowanie z tymi muzykami. Coś niesamowitego, mieszanka muzyczna, świetne brzmienie instrumentów, których nazw nawet nie jest w stanie wymienić. Jeden był sziszopodobny :)
4,50 wędruje z ręki do ręki :) Czesław na scenie jest dokładnie taki jak w telewizji, w radiu - gdziekolwiek. Jest sobą a to jest urocze. Na koncercie momentami można było poczuć się jak na spektaklu w Teatrze dla dzieci, baśniowo za sprawą pięknych damskich głosów.... Innym razem jak podczas dobrego kabaretu. Humor dopisywał Czesiowi i nam. Jakie to łatwe, prawda? Wystarczy po prostu być, by nawiązał się kontakt. Muzycy wykonywali kolejne piosenki a my wszyscy gdzieś tam troszkę czekaliśmy na artystów, którzy mieli pojawić się gościnnie z zespołem: Melę Koteluk i Cezika. I tak też się stało - Czesław zaprosił na scenę (tę wisienkę) Melę Koteluk, oboje sprawili nam ogromną przyjemność i pozwolili usłyszeć "Pieśń o szczęściu". Powiało Baczyńskim... :) Przyszła kolej na Cezika lecz na scenie pusto... Nagle wielkie ekrany w Studiu wyświetlają nam teledysk o Uwolnieniu Cezika z sieci. Skoro uwolnił go Czesław to i razem muszą zaśpiewać, tym razem już na żywo. I w takich oto klimatach mijają dwie godziny. Ciekawym momentem było zupełnie akustyczne, bezmikrofonowe wykonanie piosenki Caesia & Ruben. Z resztą samo zobaczcie :) (ostatni Hipis rządzi :) )
Subskrybuj:
Posty (Atom)