"Królestwo radiowe podobne jest do ziarnka słonecznika, które ktoś wziąwszy, posiał w eterze. Początkowo jest ono mniejsze od wszystkich stacji radiowych, lecz kiedy urośnie, wyższe
jest od innych i staje się krzewem, tak że przylatuje ptactwo z nieba i
zakłada gniazda na jego częstotliwościach" - to ostatnie nawet idealnie by się zgadzało... ;)
Nie ma co ukrywać - "kolejne" pierwsze urodziny radia MUZO.FM za nami. Taki kolejny pierwszy raz, niby wszystko to samo, a jednak na pomarańczowo. Warszawska Stodoła znów wypełniła się po brzegi. Znów można było wymienić uściski, miłe słowa, spojrzenia, poznać nowe osoby i ot tak po prostu podejść i przykleić komuś uśmiech do twarzy, czy też ramienia. Tak - to ten dzień, w którym ludzie radia naprawdę "schodzą z anteny" i są dla swoich słuchaczy. Prawdziwa uczta zmysłów - słyszysz, widzisz i się cieszysz. A potem nagle pachnie pizzą, którą możesz zjeść w przeciwieństwie do statystyk. Wszystko dlatego, że komuś się chciało podtrzymać tradycję, zaprosić ponad tysiąc słuchaczy, zafundować genialną zabawę podczas koncertów aż czterech zespołów.
Young Stadium Club - polski, świeży akcent, Carpark North - z serii "Dobre bo duńskie", mam wrażenie, że kilka osób odkryło ich na nowo. Happysad - młodsze pokolenie skakało z radości. A na sam koniec wisienka - Turboweekend. Jak zawsze z energią i niesamowitymi zdolnościami wokalnymi Silasa. Świetny kontakt z przepełnioną (mimo późnej pory) energią widownią. Boski widok! Dobrze było swobodnie kołysać swe ciało w połowie sali. Można powiedzieć, że prawie "lewitowaliśmy" :) Wraz z zakończeniem występów kilka osób wpadło w tzw. depresję pokoncertową, ale ponoć nie na długo. W każdym zakątku imprezy każdy znalazł coś dla siebie: rozmowy, uściski, zdjęcia, autografy. Niektórzy tylko obserwowali z napojem w ręku, większość odważyła się nawiązać nowe znajomości. Było jak na wielkiej, rodzinnej imprezie, tylko nikt nie pytał kiedy ślub, kiedy dziecko i nikt nie mówił, że powinieneś zmienić samochód na lepszy bo nadkole Ci rdzewieje.
Nic to - zadanie wykonane, zajęcie na długie, jesienne popołudnia w studiu zapewnione więc pożegnaliśmy się z ekipą, z gwiazdami tego wieczoru i zaczęliśmy opuszczać Stodołę. Lecz ona wie, że tylko na rok :)
Nic to - zadanie wykonane, zajęcie na długie, jesienne popołudnia w studiu zapewnione więc pożegnaliśmy się z ekipą, z gwiazdami tego wieczoru i zaczęliśmy opuszczać Stodołę. Lecz ona wie, że tylko na rok :)
Sześć magicznych godzin w kultowym miejscu, ze swoimi ulubieńcami radiowymi, którzy zaspokoili wszelkie potrzeby ducha i ciała słuchaczy - znacie jeszcze jakąś stację radiową, która jest do tego zdolna? No właśnie. Jaki jest tego efekt? My jesteśmy wściekle szczęśliwi, ludzie radia wściekle zmęczeni, ale chyba zadowoleni, bo "znów się udało"!
Bisior, fajnie było Cię zobaczyć wreszcie bawiącego się pod sceną na koncercie!
Teraz Twoja kolej :)
Piękny tekst :)
OdpowiedzUsuń