poniedziałek, 12 maja 2014

L.Stadt wystąpił w Krakowie i było to dobre!




W środę 7 maja 2014 roku w Krakowie, w ramach Sceny Muzycznej festiwalu Off Plus Camera, odbył się koncert łódzkiej formacji L.Stadt, bardzo dobrze znanej krakowianom. Panowie z L.Stadt powrócili do stolicy Małopolski dokładnie po roku i zostali ciepło przyjęci. Każdego dnia Festiwalu zaplanowano koncerty – tego dnia zaprezentowała się również krakowska grupa Cinemon. W planach był także występ Petera Brodericka, ale spore opóźnienie koncertowe nie pozwoliło mi zostać na występie ostatniego artysty – było już około północy. Zatem o tym co udało mi się usłyszeć.
Cinemon. To już drugi koncert, który dane mi było zobaczyć. Pierwszy 3 lata temu, występowali zupełnie tak jak wczoraj przed L.Stadt i nawet miejsce to samo, bo wspomnę – wszystkie koncerty odbywają się w klubie Lizard King. Trójka dobrze brzmiących muzyków, z energią, fajnymi riffami gitarowymi, humorem i całkiem przyzwoicie bawiącą się publicznością. Wokalista zarzucając swą bujną czupryną dawał popis umiejętności. Dzielnie wspomagał go perkusista. Godzina obcowania z mocną, gitarową muzyką podniosła już wysoką temperaturę, panującą w klubie.

Czas na L.Stadt. Panowie rozkładają sprzęt, krótkie przywitanie wzrokowe, bo przecież znamy się nie od dziś i czekamy aż zaczną grać. Na sam widok klawiszy robi mi się cieplej na sercu bo wiem, że to oznacza moje ulubione wersje piosenek takich jak Londyn, Take Care czy Come Away Melinda. Koncert rozpoczyna ostatnia z wymienionych. Czyli wszyscy w klubie po cichu sobie „mamią” :), pomagając skupionemu jak zawsze na scenie Łukaszowi Lachowi. Spoglądam w prawo i widzę mocno zajawionego w to co robi, czyli w granie na gitarze, Adama Lewartowskiego – genialna mimika twarzy dodaje głębi basowemu brzmieniu. Dalej w prawo moi ulubieńcy: sekcja perkusyjna. Z wielką przyjemnością patrzy się na dwóch facetów, zgranych co do „nanosekundy” :) Zawartość klubu Lizard King buja się do takich kawałków jak Fashion Freak i Lola/Charmin - koncertowe bomby energetyczne! Smooth – dzięki/przez You Gotta Move zapomniałam jaki to rewelacyjny kawałek! U.F.O. – klawiszowy wstęp i pełna para, z instrumentów się dymi a wokal każdym na swój sposób porusza! Waiting Around To Die – to miło, że sam Townes Van Zandt wpadł do Krakowa – dokładnie tak się czułam. Musi lubić dobre kino ;) Jak zawsze piękny moment dla mnie to wspominane na początku Take Care oraz nieśmiertelny Londyn. Po każdej piosence ze sceny płynie dziękczynny uśmiech. To oznacza, że Kraków chyba dał radę, prawda? Kurczę, pewnie jestem nieobiektywna, ale każdy koncert tej łódzkiej grupy gwarantuje dobrą zabawę. Zapewne na tym wydarzeniu było kilka przypadkowych osób i mam nadzieję, że stało się z nimi to, co ze mną kilka lat temu – wpadli w ten kompot i zakręcili się jak słoik z ogórkami na odbiór muzyki wielkiego formatu! 



Dobre muzycznie kilkadziesiąt minut. Wyczuwalna wśród publiczności energia i radość. Piękna chwila – za krótka. Może odrobinę liczyłam na jakiś zwiastun nowej płyty, nad którą L.Stadt pracuje, ale przecież cierpliwość dzięki/przez You Gotta Move mamy wyćwiczoną ;) 

Kraków dziękuje – zapraszamy zaś! A poniżej trzy minuty wspomnień:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz